Choć rynek sztuki wciąż jest przez większość uznawany za świat ekskluzywny i zarezerwowany dla niewielu, świadomość jego istnienia coraz głębiej przenika społeczeństwo. Trudno dziś znaleźć kogoś, kto nie zetknął się choć przypadkiem z nazwami takich gigantów jak Sotheby’s czy Christie’s, a naszą wyobraźnię regularnie pobudzają nagłówki gazet donoszące o wielocyfrowych rekordach cenowych. Pomimo iż sztuka towarzyszy nam od tysiącleci, osiągnięcie współczesnej postaci i poziomu organizacji jej obiegu stanowiło długi proces historyczny, który wciąż jeszcze nie jest dokonany.
Początki obiegu sztuki
Najstarsza udokumentowana transakcja, której przedmiotem było dzieło sztuki, miała miejsce niemal dwa i pół tysiąca lat temu w starożytnej Grecji. Potrzeba było wieluset lat, aby sztuka doczekała się specjalnego statusu, a obrót nią został uregulowany. Choć początki tego procesu zaobserwować możemy w starożytności i później średniowieczu, artyści pracowali głównie na zlecenie, a ich dzieła były nabywane bezpośrednio w pracowniach.
Epoka renesansu przyniosła ożywione zainteresowanie starożytnością i sztuką w ogóle, dając początek pierwszym kolekcjom i patronom. Największy rozkwit ówczesnego rynku sztuki nastąpił w piętnastowiecznej Florencji, gdzie artyści konkurowali ze sobą o uwagę możnowładców i arystokratów, którzy otaczali swoich ulubieńców patronatem. Do najbardziej znanych mecenasów epoki należała rodzina florenckich Medyceuszy, na zlecenie której tworzyli twórcy tak wielcy jak Botticelli czy Michał Anioł.
Warto pamiętać, że renesansowy obieg sztuki zaliczać należy jeszcze do rynku pierwotnego, a więc takiego, którego przedmiotem były dzieła nabywane bezpośrednio od ich twórców. Odbywało się to zazwyczaj poprzez zlecenia, o które artyści konkurowali, biorąc udział w publicznych konkursach.
Pierwsze przejawy wtórnego rynku sztuki, a więc takiego, gdzie oferowane dzieło sprzedawane jest po raz kolejny, a nie nabywane bezpośrednio od twórcy, ujawniły się w szesnastym wieku. Pośrednicy, którzy zajmowali się handlem obiektami zakupionymi wcześniej, często przy okazji wyprzedaży majątków, posiadali w swym asortymencie elementy wystroju wnętrz, w tym obrazy i rzeźby.
Hungry for more?Wielcy marszandzi
Wraz z dalszym rozkwitem kolekcjonerstwa, pojawili się pierwsi pośrednicy specjalizujący się w handlu sztuką, co doprowadziło do wyłonienia się postaci marszanda, roli do dziś niezwykle istotnej dla obiegu sztuki.
Pierwszym w panteonie wielkich marszandów zmieniających oblicze rynku był Francuz Edme-François Gersaint (1694–1750), właściciel jednej z najwcześniejszych komercyjnych galerii. Jako pierwszy zaprezentował swoim klientom drukowane katalogi uwzględniające informacje o artystach. Dbał też o to, aby potencjalni nabywcy mieli okazję zapoznać się z dziełem przed jego zakupem, wprowadzając do procesu sprzedaży dzieł sztuki czynnik emocjonalny. Dzięki tym zabiegom marszandzi przejęli pałeczkę od artystów, którzy do tej pory sprzedawali swoje dzieła bezpośrednio.
Sto lat później rodak Gersainta, Pierre Durand-Ruel (1831-1922), właściciel paryskiej galerii, zainteresował się twórczością nieznanych jeszcze impresjonistów. Pragnąc promować ten nowy nurt w malarstwie, prezentował prace młodych artystów obok znanych dzieł wystawianych w swojej galerii. W ten sposób jako pierwszy marszand wykazał zainteresowanie awangardą i początkującymi twórcami, których otaczał opieką, pokrywając koszty ich pracy i wspierając rozwój artystyczny.
Oprócz marszandów i zakładanych przez nich galerii sztuki, do gry wkroczyły również domy aukcyjne. Na szczególną uwagę zasługują dominujące po dzień dzisiejszy, założone w Londynie w połowie osiemnastego wieku Christie’s oraz Sotheby’s. Początkowo skupiające się głównie na handlu antykami, z czasem rozrosły się o liczne oddziały i siedziby na całym świecie.
Dwudziesty wiek okazał się wyjątkowo pomyślny dla rozwoju komercyjnych galerii, których przybywało z roku na rok, pozwalając na rozwój międzynarodowego obiegu sztuki. Ich nastawieni na zysk właściciele poszukiwali rozmaitych rozwiązań mających na celu pobudzenie rynku.
Za najbardziej postępowego marszanda ubiegłego stulecia do dziś uznaje się nowojorskiego Leo Castelli, którego imieniem nazwano zapoczątkowany przez niego model prowadzenia tego rodzaju działalności. Otaczał on swoich artystów opieką, jako pierwszy wypłacając im regularne pensje nawet w okresie zastoju ich twórczości. Dzięki budowaniu bliskich relacji, na których opierał swoją działalność, udało mu się zgromadzić wokół siebie lojalnych twórców, do których należeli Andy Warhol czy Jasper Johns. Dbał również o dobre imię zarówno swojej instytucji, jak i wystawianych artystów, pracując nad renomą galerii i rozwijając karierę podopiecznych. Model ten został przejęty i jest kontynuowany przez wielu jego uczniów, do których należy między innymi współczesny oligarcha świata sztuki i właściciel kilkunastu galerii na całym świecie, Larry Gagosian.
Dziś możemy obserwować rynek sztuki u szczytu jego dotychczasowego rozwoju. Składają się na niego w dalszym ciągu jego tradycyjne podmioty, jak galerie czy domy aukcyjne, oraz wypracowane przez wieki mechanizmy. Ewolucja ta nie jest jednak dokonana i obecnie dostrzec możemy jej zwrot w kierunku świata wirtualnego. Internetowe aukcje weszły już na stałe do oferty nawet tych bardziej tradycyjnych domów aukcyjnych, a większość galerii komercyjnych umożliwia również zakupy online. Z roku na rok przybywa też portali specjalizujących się w wirtualnym obiegu sztuki, stanowiąc nową, do niedawna nieznaną siłę na rynku.
Skracanie dystansu czyli sztuka w Internecie
W dobie globalizacji Internet pozwala na utrzymanie ścisłej współpracy międzynarodowej i zapewnia nabywcy dostęp do nieograniczonej niemal liczby ofert. Daje też możliwość uzyskania informacji, które tradycyjnie nie były powszechnie dostępne, jak na przykład katalog prac, który pozwala potwierdzić autentyczność dzieła bez potrzeby sięgania po pomoc specjalistów.
Co ciekawe, kupowanie sztuki online skraca też dystans między odbiorcą dzieła a jego twórcą. Nie opuszczając domowego zacisza, jesteśmy w stanie uzyskać dostęp do każdej informacji dotyczącej artysty, a bardzo często skontaktować się z nim nawet bezpośrednio. W pewnym sensie jest to powrót do korzeni – w wirtualnej przestrzeni każdy może pełnić rolę renesansowego patrona czy ruszyć na poszukiwania obiecujących młodych artystów, wzorem pierwszych marszandów.