Co sprawia, że kolekcjonerzy przeznaczają spore sumy na sztukę współczesną? Czy traktują sztukę jedynie jako formę inwestycji? Czy może kolejne zakupy są wynikiem nieokiełznanej pasji? Istnieje szereg powodów, dla których kolekcjonowanie sztuki staje się coraz bardziej popularne. Według raportu Artsy, większość kolekcjonerów kupuje dzieła sztuki, ponieważ chce udekorować swój dom lub stanowią one dla nich źródło inspiracji. Wspieranie sztuki oraz artystów, kultywowanie historii oraz doświadczanie dreszczyku emocji podczas poszukiwań nowych nabytków również znalazły swoje miejsce wśród głównych motywów. Okazuje się, że istnieje też inny ważny powód: kolekcjonowanie prowadzi do tworzenia małych społeczności, które znane są z niezwykle silnych więzi.
Kolekcjonerzy sztuki współczesnej często spotykają się z autorami nabywanych przez nich dzieł i nierzadko znajdują z artystami wspólny język. Powstające w ten sposób więzi znacząco wykraczają poza typowe relacje handlowe. Zdecydowanie trafniejsze byłoby tu określenie odwołujące się do pewnego rodzaju pokrewieństwa dusz, które uwarunkowane jest nie tylko charakterem poszczególnych osób, lecz również sposobem nabywania dzieł sztuki, chęci poświęca czasu i zasobów specjalnym projektom oraz zaangażowanie w kreatywną współpracę. Tworząc małe społeczności kolekcjonerzy i artyści stawiają sobie wspólne cele, mają podobne oczekiwania i angażują się w interakcje, które pozwalają przynieść ponadprzeciętne rezultaty.
Artysta jako kolekcjoner
Damien Hirst jest dobrze znany z zanurzania zwierząt w formalinie i tworzenia ekstrawaganckich dzieł sztuki. Jego prace osiągają na aukcjach zawrotne sumy. Ten najbardziej znany przedstawiciel Young British Artists swoje znaczące zasoby finansowe poświęca też na wspieranie bliskich mu artystów. Hirst stał się żarliwym kolekcjonerem od momentu przyznania mu tytułu zwycięzcy prestiżowej Turner Prize w 1995. Jego osobista kolekcja, której sam nadał tytuł „murderme” („zabijmnie”), obejmuje prace artystów tworzących w kilku ostatnich dekadach. W jego kolekcji można znaleźć takich tuzów świata sztuki jak Banksy, Tracey Emin, Jeff Koons, Francis Bacon, czy Andy Warhol.
Wcielenie się w rolę kolekcjonera i patrona, jednocześnie wciąż pozostając aktywnym i cenionym artystą, otworzyło przed Hirstem nowe możliwości. Wielu artystów, których prace znalazły się w jego kolekcji, należy do tych samych kręgów towarzyskich co „artysta-kolekcjoner”. Znani są oni ze współpracy na płaszczyźnie zawodowej, jak i wspólnego spędzenia wolnego czasu. Od końca lat 90. ubiegłego wieku autor najbardziej znanego na świecie zakonserwowanego rekina — funkcjonującego pod wdzięcznym tytułem „The Physical Impossibility of Death in the Mind of Someone Living” — stał się kluczową postacią, a nawet wzorem do naśladowania dla wielu młodych kolekcjonerów oraz dobrze zapowiadających się artystów.
Damien Hirst nie poprzestał na kolekcjonowaniu. Podobno wciąż najbogatszy żyjący brytyjski artysta przekroczył oczekiwania członków stworzonej przez niego społeczności, gdy zdecydował się założyć własną przestrzeń wystawienniczą. Newport Street Gallery — zlokalizowana w centrum Londynu galeria, która stanowi ważne miejsce spotkań wielu graczy świata sztuki — otworzyła się dla zwiedzających w 2015 roku. Damien Hirst w pełni przeznaczył ją na prezentację prac ze swojej kolekcji. Bogaty program tej prywatnej instytucji obejmuje wystawy indywidualne i grupowe, a wejście do galerii jest zawsze bezpłatne. Newport Street Gallery to inicjatywa, która zdecydowanie wzmacnia pozycję artystów z kolekcji, będąc tym samym spełnieniem długoletniej ambicji Hirsta, by podzielić się swoją kolekcją z szerszą publicznością.
Hungry for more?Pracując ramię w ramię
Geert Verbeke to spiritus movens Fundacji Verbeke położonej niedaleko Antwerpii, jednej z największych prywatnych inicjatyw poświęconych sztuce nowoczesnej i współczesnej w Europie. Jego kolekcja przybliża widzom ponad 100 lat historii sztuki i obejmuje ponad dwa tysiące dzieł autorstwa belgijskich oraz międzynarodowych artystów.
“Największą satysfakcję sprawia mi bezpośrednia współpraca z artystami” – przyznaje belgijski kolekcjoner. W tym przypadku “bezpośrednia współpraca” nie mogłaby być już bardziej dosłowna. Wkład Geerta Verbeke nie ogranicza się do zapewniania finansowego i operacyjnego zaplecza do realizacji projektów. Kolekcjoner bardzo często pracuje z artystami ramię w ramię: przewożąc poszczególne elementy rzeźb (swego czasu prowadził firmę transportową), malując różne komponenty, czy składając części instalacji artystycznych w całość. Podczas pracy nad nowymi projektami, artyści zatrzymują się w domu Geerta, spędzają wolny czas i jedzą wspólne posiłki z rodziną Verbeke. To niekonwencjonalne podejście sytuuje belgijskiego kolekcjonera pomiędzy nabywcą, asystentem artystów, a nawet pewnego rodzaju artystą-asystentem.
Jednym z jego pierwszych dużych zleceń była instalacja Jana Fabre’a „I Spit On My Grave (Hommage to Boris Vian)”. Praca składa się z 360 granitowych nagrobków, które w większości pozostawiono bez wyrytych nazwisk, a na niektórych z nich pojawiły się nazwy różnych insektów. Daty umieszczone na kamieniach odpowiadają datom urodzin i śmierci artystów, akademików oraz filozofów, których dzieła wywarły znaczący wpływa na Jana Fabre’a. W 2005 roku Geert Verbeke wraz z artystą stworzył trzy wersje tej pracy. Pierwsza z nich jest na stałe eksponowana w fundacji, druga wystawiana była na Biennale w Wenecji w 2007 roku, trzecia została zaprezentowana w Luwrze w 2008 i następnie zakupiona do kolekcji Museum of Old and New Art w Tasmanii. Od tamtej pory belgijski kolekcjoner stał się komisarzem i zleceniodawcą (czy też współtwórcą) wielu prac, których skala, rozmach i wachlarz użytych materiałów zawsze zaskakuje. Są to między innymi przypominająca dom konstrukcja Jasona van der Woude’a stworzona z setek starych okien, kilkunastometrowa „Kopuła” Aeneasa Wildera, “Na pamiątkę krów” — złożona z tysięcy kości, krowich czaszek i kwiatów instalacja Hermana de Vries’a, czy też projekt “White House” Ryana Mendozy — opuszczony dom, który został przeniesiony z Detroit do Europy, zrekonstruowany i zaprezentowany podczas targów sztuki Art Rotterdam i następnie na stałe umieszczony na terenie fundacji.
Współpraca z naturą
Co się dzieje, gdy kolekcjonerzy sztuki współczesnej mieszkają w Toskanii, na południu Francji lub w brazylijskim lesie deszczowym? Dzieła sztuki w naturalny sposób „wychodzą” z budynków, by cieszyć się słońcem i okoliczną przyrodą tak samo, jak ich właściciele. Istnieje całkiem pokaźna grupa kolekcjonerów, którzy poświęcili się budowaniu kolekcji (i tym samym społeczności) bezpośrednio związanych z konkretną lokalizacją. By wystawiać i przechowywać swoje kolekcje, stworzyli oni parki rzeźby, których rozległe przestrzenie wywołują zachwyt i radość zwiedzających. Wizyta w takim miejscu to wielozmysłowe i kontemplacyjne doświadczenie, które może zostać przerwane jedynie przez trzask gałęzi pod stopami lub widok dzikich zwierząt wpatrujących się w sztukę współczesną ze zdumieniem.
W 2006 roku przedsiębiorca Bernando Paz stworzył Inhotim, niezwykłe miejsce położone w otoczeniu lasu deszczowego i brazylijskiej sawanny. Rozpościerający się na ponad 140 akrach Inhotim obejmuje ogród botaniczny, kolekcję unikatowej roślinności tropikalnej oraz sztuki współczesnej. Z widokami jak z pocztówek, hotelami, restauracjami a nawet meleksami, by zwiedzający mogli się wygodniej przemieszczać, Inhotim przypomina bardziej kompleks rekreacyjny niż typowe centrum sztuki. Jego kolekcja obejmuje półtora tysiąca obiektów, w tym prace takich twórców jak Doug Aitken, Chris Burden, Edward Krasiński, czy Thomas Hirschhorn. W celu połączenia bujności tropików z instalacjami artystycznymi oraz różnymi pracami zakupionymi na aukcjach, Bernando Paz nawiązał bliską współpracę z wieloma artystami, których prace należą do jego zbiorów.
W trakcie gdy brazylijski przedsiębiorca koncentrował swoją energię na wybudowaniu raczej odległej nam geograficznie oazy sztuki, Angela i Massimo Lauro stworzyli łatwo dostępny dla mieszkańców Europy azyl na zielonym pograniczu Umbrii i Toskanii. Kolekcjonerzy z Neapolu, we współpracy z dziesiątkami artystów, zaprojektowali skupione wokół natury miejsce, gdzie dzieła sztuki rozsiane są na pagórkowatych przestrzeniach wokół ich willi niczym wyjątkowe rośliny. Już przy wejściu na teren posiadłości gości wita wyrastająca z trawnika gigantyczna metalowa ręka autorstwa Piotra Uklańskiego. Idąc dalej, dziesiątki specjalnie stworzonych dla kolekcjonerów prac autorstwa takich artystów jak Ugo Rondinone, Takashi Murakami, Martin Creed, czy Maurizio Cattelan, czekają pod śródziemnomorskim słońcem na zwiedzających. Dążąc do rozwoju społeczności zogniskowanej wokół sztuki współczesnej, Ogród Lauri (wł. Il Giardino dei Lauri) organizuje też performanse oraz inne wydarzenia na świeżym powietrzu.
Na czele innowacji
Dzięki rozwijającej się z szybkością światła wirtualnej rzeczywistości, artyści i kolekcjonerzy często łączą siły by realizować projekty łączące sztukę z technologią. Jedyną z takich postaci jest Patrizia Sandretto Re Rebaudengo, która weszła na kolekcjonerski szlak w chwili, gdy przekroczyła próg studia Anisha Kapoora w 1992 roku. Trzy lata później założyła Fondazione Sandretto Re Rebaudengo, by w 2002 roku otworzyć własne centrum sztuki w Turynie. Włoska kolekcjonerka znana jest z upodobania do zaskakujących dzieł sztuki — w jej kolekcji można znaleźć chociażby „samobójczą wiewiórkę” – “Bidibidobidiboo” autorstwa Mauricio Cattelana. Będąc orędowniczką tego, co nietuzinkowe i nadzwyczajne, kolekcjonerka opowiada się za śmiałymi projektami, które angażują nowatorskie technologie i osobiście wspiera produkcję prac artystów, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w świecie sztuki.
“Całkowicie rozumiem, że progresywna sztuka wymaga specjalnego wsparcia, takiego które bierze na siebie ryzyko, nie obawia się stawiać na przyszłość, nawet jeżeli finalny rezultat nie jest znany” podkreśla kolekcjonerka. W konsekwencji, nierozerwalną część strategii Fondazione stanowi zlecanie i produkcja dzieł sztuki, które wyprzedzają swoje czasy. Patrizia Sandretto Re Rebaudengo buduje relacje z artystami tworzącymi działa sztuki, które kontestują tradycyjne zwyczaje kolekcjonerskie. Są to często prace, które nieustannie ewoluują i można je definiować jako nieskończone — finalnie są bardzo odległe od idei obiektu, który artysta zwyczajowo przekazuje w ręce kolekcjonera. Jednym z owoców jej wieloletniej i bliskiej współpracy z artystami jest trylogia autorstwa Iana Chenga zatytułowana “Wysłannicy” (2015-2017). Jest to seria trzech symulacji rozgrywających się w czasie rzeczywistym, które eksplorują sztuczną inteligencję w jej relacji do rozwoju ludzkiej świadomości. Praca, która powstała dzięki śmiałej wizji artysty oraz zaufaniu i odwadze Sandretto Re Rebaudengo, stanowi obecnie jedno z najbardziej złożonych i technologicznie zaawansowanych dzieł sztuki zaprezentowanych w ostatnich latach.
Powszechnie znana jako włoska wielka dama współczesnego kolekcjonerstwa, Patrizia Sandretto Re Rebaudengo nierzadko współpracuje też nad przełomowymi projektami z gronem rozpoznawalnych na całym świecie artystów. Kolekcjonerka osobiście umożliwiła produkcję takich prac jak „Zidane. Portret XXI wieku” autorstwa Douglasa Gordona i Philippe’a Parreno, „Gravesend/Unexploded” Steve’a McQueena czy “Cabaret Crusades. The Path to Cairo” Waela Shawky’ego.
W kierunku wspólnego celu
Wielu kolekcjonerów chętnie zaprzyjaźnia się z artystami. Oferowane twórcom rezydencje artystyczne czy praca nad specjalnymi projektami zdecydowanie wzmacniają więzi i wzajemne relacje. Inni kolekcjonerzy wolą natomiast pozostawać w cieniu i w zupełności wystarcza im rola dyskretnych nabywców. Pierwsze podejście jest bardziej efektowne i ze zrozumiałych względów wzbudza więcej zainteresowania szerokiego grona odbiorców. Drugi sposób kolekcjonowania, mimo że bardziej konwencjonalny i mniej porywający, jest równie istotny dla sprawnego funkcjonowania świata sztuki.
To, co liczy się najbardziej dla każdej społeczności, to wspólny cel. Bez względu na to, jak skomplikowana relacja łączy artystę z kolekcjonerem, nieustanna celebracja kreatywności w jej złożoności i różnorodności zawsze pozostaje na pierwszym miejscu. Tworzenie okazji, dzięki którym artyści mogą eksperymentować i rozszerzać swoje horyzonty, a kolekcjonerzy znajdować satysfakcję we wspieraniu ich projektów, jest nie tylko korzystne dla wszystkich zaangażowanych stron, ale co najważniejsze – kluczowe dla autentycznego budowania małych społeczności.