Świat w którym żyjemy jest bardzo skomplikowaną i chwiejną konstrukcją. Wywiad z Szymonem Szewczykiem.

Poruszając się między malarstwem a instalacją lub między sound designem a scenografią teatralną, Szymon Szewczyk eksploruje rozmaite środki wyrazu, dzięki którym rozprawia o relacji człowieka z materialnymi artefaktami rzeczywistości. Jego sztuka zdradza badawczą ciekawość świata, na który artysta spogląda często z podejrzliwością.

Szymon Szewczyk
Szymon Szewczyk, courtesy of the artist

Wojciech Delikta: Ukończyłeś studia malarskie na katowickiej Akademii Sztuk Pięknych. Twoja praktyka wykracza jednak poza dziedzinę malarstwa. Dałeś się poznać jako autor rzeźbiarskich obiektów, realizacji tekstowych i audio-wideo, kolaży, instalacji, environmentów, a także scenografii. Jak przebiegała Twoja droga od akademickiego malarstwa do działań multidyscyplinarnych?

Szymon Szewczyk: Malarstwo już dawno stało się dla mnie jedną z wielu dostępnych technik. Z czasem płynnie wtopiło się w szereg metod z których korzystam. Jedną z największych korzyści ze studiów było nabranie dystansu i nieufności do malarstwa. Co wcale nie znaczy, że nie zamierzam już tworzyć obrazów olejnych na płótnie – całe to obciążenie tradycją jest bardzo pociągające. Staram się jednak intuicyjnie unikać łatwych rozwiązań i zamknięcia w obrębie jednego stylu czy techniki i póki co jestem ciekawy nowych rozwiązań i materiałów. Ciągle jednak z tyłu głowy mam zachowane pomysły na obrazy.

WD: Nierzadko w Twojej twórczości pojawiają się wątki nawiązujące do muzeologii, etnologii, antropologii kulturowej czy nauk przyrodniczych. Twoje podejście zdradza pokrewieństwo z pracą archeologa, inżyniera, etnografa. Czy istnieje, według Ciebie, dystynkcja między współczesnym artystą sztuk wizualnych a badaczem, naukowcem?

SS: Jako artysta jestem na tej wygodnej pozycji, że mogę pozwolić sobie na więcej swobody. Mogę mieszać fakty, szukać karkołomnych powiązań, mylić tropy i robić sobie żarty. Nie odważyłbym się stawiać artysty w jednym szeregu z naukowcem. Nauka jest narzędziem do poznawania świata a sztuka do komunikacji i podważania tego co wydaje nam się znane i oswojone. Często żeruję na naukowych opracowaniach i operuję językiem podszywającym się pod etnograficzne badania. To wszystko służy jednak bardziej podsycaniu wątpliwości i wytrącaniu z równowagi niż budowaniu spójnej wizji świata, a nawet jeśli, to jest to wizja przefiltrowana przez indywidualne zainteresowania i doświadczenia.

Szymon Szewczyk art work (1)
Szymon Szewczyk, Wing / project for a monument (from Man’s last day series), 2018, courtesy of the artist

WD: Zainteresowanie artefaktami, godne antropologa, przybrało interesującą formę na wystawie „Dywan to lawa” w CSW Kronika, którą współtworzyłeś wraz z Bartkiem Buczkiem. Przywodziła ona na myśl estetykę skrzętnie scharakteryzowaną w książce „Hawaikum. W poszukiwaniu istoty piękna”. Czy możesz powiedzieć nieco więcej o tym ekspozycyjnym projekcie?

SS: W tej wystawie chodziło o tworzenie swojego najbliższego otoczenia z tego co pod ręką, marzenie o wygodnym życiu i konfrontację tego marzenia z dostępnymi zasobami. Razem z Bartkiem przyglądaliśmy się materiałom i metodom, które służą do tworzenia sobie pewnej iluzji wygody i piękna. Na tę wystawę przygotowałem między innymi kwietnik i kratę okienną z pręta zbrojeniowego nawiązujące kształtami do twórczości Kandinskiego. Szukałem połączenia między swojską praktyką DIY zakorzenioną w PRLu i okresie transformacji a uznaną i docenioną przez historię sztuki tradycją konstruktywizmu. Była to faktycznie forma twórczej antropologii.

WD: Jak istotny jest materialny wymiar Twoich prac – ich tworzywo i to, w jaki sposób można nim operować?

SS: Tworzywo dopasowuje się do sytuacji i pomysłów. Mam kilka ulubionych materiałów, na przykład stal i beton, ze względu na pewną „przezroczystość” i powszechność – w obiektach które projektuję z ich użyciem odbijają się resztki znanych i zakorzenionych w świadomości kształtów i sytuacji. Często tworzę odlewy z użyciem gipsu akrylowego – masy, która po odpowiedniej obróbce i barwieniu przypomina kamień. W ten sposób powstają obiekty które wydają się pochodzić z kolekcji muzeum etnograficznego, w rzeczywistości są jednak polimerową podróbką. Lubię też materiały tanie i łatwo dostępne jak okleina samoprzylepna imitująca marmur lub drewno. Sztuczny substytut dający złudzenie kontaktu z czymś droższym i bardziej eleganckim.

WD: Alva Noto (właśc. Carsten Nicolai) wspominał kiedyś, że działanie w sferze obrazów i sferze dźwięków nie musi wcale przynosić dwóch odrębnych rezultatów. Jako DMKHV także parasz się muzyką. Dostrzegasz relację między tymi dwiema sferami w swojej praktyce?

SS: Jako DMKHV nie narzucam sobie żadnych ograniczeń. Robię rzeczy które balansują na granicy muzyki elektronicznej i sound designu. Pewnym wspólnym elementem jest „śmieciowość” i surowość oraz zanurzenie się w nadmiarze kulturalnego dorobku. Korzystam ze znalezionych archiwalnych sampli, przetworzonych popowych kawałków, nagrań terenowych, mieszam to wszystko przechodząc od muzyki konkretnej do postclubowej elektroniki. Nie traktuję tego jako bezpośredniego przedłużenia mojej działalności wizualnej. Czuję jednak, że te obszary czasem się do siebie zbliżają i wszystko wskazuje na to, że muszą się w końcu spotkać.

Szymon Szewczyk art work (1)
Szymon Szewczyk, exhibition „Man’s Last Day” at the Gallery of Modern Art BWA, Katowice 2017/2018, photo: Krzysztof Szewczyk, courtesy of the artist

WD: Fantazja o ostatnim dniu człowieka, zgliszcza Muzeum Narodowego w Rio de Janeiro, chęć ucieczki i zaszycia się na leśnym bezludziu, a także okulary, w których świętować będziemy Armagedon – to elementy Twojej sztuki. Przebija z nich defetyzm, eskapizm i krytyka współczesnego (zachodniocentrycznego) świata. Na ile jest to gorzka analiza obecnego stanu rzeczy, a na ile pesymistyczna futurologia?

SS: Świat, w którym żyjemy jest bardzo skomplikowaną i chwiejną konstrukcją. Wiele czynników wpływa na siebie nawzajem i jeśli jeden z elementów przestanie działać, wszystko może się zawalić. Łatwy dostęp do informacji jeszcze potęguje to wrażenie, bo wydaje nam się, że wiemy wszystko. Jeśli pojawia się jakaś luka w informacjach, natychmiast zostaje wypełniona domysłami i fantazjami, które podsycają podejrzliwość i niepokój. Oglądamy ruiny upadłych cywilizacji, zastanawiając się nad tym, co zostanie z naszej. Dlatego totalnie fascynujące dla mnie było zdjęcie meteorytu w holu Muzeum w Rio, które spłonęło we wrześniu 2018 roku. W ciągu jednej nocy zniszczone zostały bezpowrotnie zbiory znaczące wiele dla Brazylii, ale też dla kształtu współczesnego świata w ogóle. Jednym z niewielu obiektów które przetrwały był wielki żelazny kamień z kosmosu. Wyglądało to dla mnie jak złośliwy diss na wszystkie ludzkie starania gromadzenia i katalogowania.

Moje prace nie są krytyką współczesnego świata, raczej żartem z jego tymczasowości. Beznadziejną próbą oswojenia zastanej sytuacji.

WD: Kreowanie scenografii teatralnych wydaje się być oddzielną gałęzią Twojej twórczości. Czy istnieje wspólna nić łącząca scenografię z innymi obszarami Twoich działań?

SS: Każda wystawa czy instalacja jest dla mnie osobną kompozycją. Ta dbałość o przestrzeń jest czymś co łączy praktykę scenograficzną ze sztuką. Praca w teatrze i efekt końcowy, czyli przedstawienie, jest jednak zawsze wynikiem spotkania i łączenia różnych pomysłów. Miesza się tu twórczość z rzemiosłem, indywidualność i kolektyw.
Czasami moje prace przybierają formę instalacji przypominających scenografię do nieistniejącego spektaklu, w którym dużą rolę ma wykorzystanie światła. Tak było między innymi w przypadku ostatniej wystawy „No Regerts” na Warsaw Gallery Weekend. Prace zostały zaprojektowane pod kątem przestrzeni Biennale Warszawa, jedynym źródłem światła były świetlówki będące częścią prac, witryny zostały wysłonięte surowymi płytami OSB. Tu chyba najbardziej zbliżyły się do siebie te dwa pola twórczości.

WD: W ubiegłym roku zostałeś laureatem konkursu Young Lynxes Open Call. Jakie znaczenie ma dla Ciebie udział w konkursach artystycznych?

SS: Konkursy są przede wszystkim sposobem na zwiększenie widoczności. Nie startuję w nich zbyt często, więc trudno jest mi formułować jakieś bardziej ogólne opinie.

WD: Niedawno, jak wspomniałeś, uczestniczyłeś w Warsaw Gallery Weekend, w którego ramach odbyła się Twoja wystawa „No Regerts”. Nad czym obecnie pracujesz?

SS: Zabieram się powoli za kolejne intarsje z gipsu akrylowego, tym razem będą wyraźnie przedstawiające. Interesuje mnie też temat dążenia do gromadzenia i katalogowania informacji, wiedzy, kompulsywne szukanie porządku – te wątki będą kontynuacją wystawy „Górne światło”. To, jaką przyjmą formę, jeszcze ciągle się krystalizuje.

Szymon Szewczyk art work (1)
Szymon Szewczyk, Glasses for end of the world celebration, 2014, courtesy of the artist

Powrót